NFsec Logo

Socjo-cyber-piraci przestrzeni

01/03/2008 w Magazyny Brak komentarzy.  (artykuł nr 43, ilość słów: 615)

S

ą zepsutymi do szpiku kości, nieskrępowanymi wielbicielami niczym nieograniczonej elektronicznej komunikacji. Potrafią ukrywać się za maskami ekranów, będąc jednocześnie niewidocznymi i ukrytymi. W ten sposób dają upust swoim rzeczywistym pragnieniom. Traktują szczelinę pomiędzy rzeczywistością, a pozorem jako czystą zabawę. Skryci w czeluściach cyberprzestrzeni oddychają z ulgą od napięć codziennego życia. Patrząc na swoje lustrzane odbicia nie widzą samych siebie, lecz jednego z głównych bohaterów drugiego świata. Zanurzeni w Sieci nie podlegają ograniczeniu, lecz ciągłemu rozwojowi, otwierając innym oczy na rzeczywistość zewnętrzną. Z ich usług korzysta, co drugi dzisiejszy internauta, siedzący w samotności przed ekranem peceta, laptopa, a nawet komórki. To wszystko stymuluje budowę wspólnot gotowych podzielić się każdą nową zdobyczą. Powód?

Przyjemność. Samospełnienie? Pokazanie zadufanym w sobie pyszałkom, że można? Też, ale i coś więcej. Historia ich sięga początków pierwszego oprogramowania. Już w tych czasach w odbiciu ekranu można było rozpoznać w nich ludzi pomijających różne, złożone czynniki materialne rządzące innymi. W ich magicznym życiu nie istnieje domena komercji, lecz rzeczywistość wirtualna, która pozwala im na tworzenie niepokojącego nadmiaru darmochy.

Piraci komputerowi stanowią różne tożsamości społeczne – są mniej lub więcej szanowanymi w społeczeństwie osobami, których normalne odruchy tłumione są wraz z coraz bardziej zaostrzanym prawem komputerowym. We wczesnych latach, kiedy warunki dla takiej zabawy stanowiły raczkujące przepisy regulujące możliwości wykorzystania programów, nikt specjalnie nie przejmował się ujawnieniem drugiego obiegu gier, oprogramowania, czy sprzętu. Dzisiaj wedle postanowień Kodeksu Karnego już samo posiadanie nielegalnej kopii oprogramowania traktowane jest na równi z paserstwem. Im poważniejszy oficjalny zakaz występujący w społeczeństwie, tym większa i bardziej skryta jest współpraca podziemia. Dlatego należy spodziewać się, że nie tylko zakazane treści znowu będą dostępne dla wybranych w kręgu zaufania, ale także jednoznaczna identyfikacja twórców pirackich kopii rozpowszechnianych za pomocą Internetu stanie się zadaniem dla wyrafinowanej informatyki śledczej. Głównymi grzechami wyliczanymi piractwu są: okradanie z realnych zysków autorów danego dzieła, znaczny wpływ na zwiększenie cen dla uczciwych użytkowników oraz spowalnianie procesu powstawania nowych produktów poprzez ograniczanie liczby dodatkowych miejsc pracy w branży informatycznej. Trudno rozstrzygnąć spór, kto rozpoczął tę wojnę. Czy chciwe korporacje i firmy przyczyniły się do wykształcenia darmowej alternatywy – czy ta sama alternatywa, nie chcąc płacić za cokolwiek, zmusiła korporacje i firmy do wywindowania cen? Bo przecież najczęściej podawanym powodem, dla którego użytkownicy decydują się na nielegalne oprogramowanie, jest cena – nieproporcjonalnie wysoka w stosunku do możliwości darmowych odpowiedników. Nie przeszkadza im nawet fakt, że w tym momencie stają się uczestnikami procederu niezgodnego z prawem. Prawdziwym eksperymentem byłoby obustronne zobowiązanie o kupnie oryginalnych wydawnictw autorskich, lecz po cenie, która mogłaby zaspokoić obie strony transakcji. W bardzo krótkim czasie okazałoby się, czy taka utopia ma szansę przetrwać dłużej, a co najważniejsze, która ze stron złamałaby ją jako pierwsza.

Z moralnego punktu widzenia piractwo jest złym czynem i powinno być zwalczane. Jednak pośrednio – bezsprzecznie poszerza zasięg stosowania danych marek, bez szkód dla wartości intelektualnej autorów; gorzej wypada, jeśli chodzi o wartości komercyjne. Każdy zgodnie przecież przyzna, że twórcy powinno przysługiwać wynagrodzenie za jego pracę (chociaż na szczęście ma on jeszcze prawo udostępniać efekty swojej twórczej pracy bez żądania opłat). Piractwo przyczynia się także do migracji w stronę zupełnie darmowego oprogramowania, finansowanego z dobrowolnych wpłat użytkowników – lub korporacji, widzących nowy potencjał dla swoich inwestycji. Jednak z każdym rokiem technologie cyfrowe powodują niewyobrażalny rozkwit twórczości komercyjnej, a prawo w obawie o coraz większe straty wciąż bardziej ogranicza ich użycie poprzez obłąkańczo skomplikowane i niejasne reguły. Piractwo jest interpretowane jako niedozwolone wykorzystanie czyjejś własności twórczej bez uprzedniego zezwolenia. Uznając, że tam gdzie występuje wartość (materialna lub intelektualna), tam z ochroną przychodzi prawo – przyjmiemy, że cała historia przemysłu komputerowego jest jedną wielką historią piractwa samą w sobie.

Felieton ten pochodzi z magazynu: Hakin9 Nr 02 (34) Luty 2008.

Kategorie K a t e g o r i e : Magazyny

Tagi T a g i : , , , , , , ,

Komentowanie tego wpisu jest zablokowane.